Do poczytania poniżej jak i do pobrania w pdf.
Zapraszam
Charzykowy 10.11.2014 r.
Mariusz Janik
Ul. Długa 105
89 – 606 Charzykowy
Mail: janikprawo@wp.pl
Pismo moje kieruję do właścicieli lokalnych
mediów oraz do osób tam pracujących.
Nazw mediów nie będę wymieniał, gdyż je
znamy.
Pismo również kieruję do wszelkich szuj,
manipulantów wykorzystujących swoje stanowiska, czy też kasę, aby za pomocą
mediów nagiąć rzeczywistość do swoich potrzeb.
Tej szumowiny z imienia nazwiska, czy też
funkcji, nie będę wymieniał, gdyż każdy szanujący się obywatel Chojnic i okolic
ich aż za dobrze zna.
Pismo kieruję także do obywateli
posługujących się z dużą świadomością posiadanym rozumem.
Ale też pismo kieruję do osób „intelektualnie ubezwłasnowolnionych”
, którzy to myśląc, że trzymając palec prosto miejscowym manipulantom w miejscu
gdzie plecy tracą swoja szlachetną nazwę ,czynią sobie dobrze.
„Tu jest układ, w dziennikarstwo się nie bawimy”
Zatem ..
Szanowne Panie,
Szanowni Panowie,
postanowiłem wspólnie z Wami,
Drodzy Państwo mając aspekt nadchodzących wyborów, chociaż ten temat jest na
okrągło aktualny zastanowić się nad tym, czy tu w Chojnicach istnieją jeszcze
niezależne media? ..i nad ich wpływem na to co się zdarza, czy też zdarzy…w
mieście Chojnice czy też w okolicach Chojnic.
Amerykański
dziennikarz i wydawca John Swinton,
w roku 1880 r. w czasie jednego z bankietów, kiedy zaproponowano wzniesienie
toastu za niezależną prasę, w sposób nie budzący najmniejszych wątpliwości co
na ten temat myśli, wygarnął zebranym:
„Każdy z obecnych tutaj wie, że niezależna
prasa nie istnieje. Wy to wiecie i ja to wiem: żaden z was nie ośmieliłby się
ogłosić na łamach gazety własnych opinii, a gdyby nawet się ośmielił, zdajecie
sobie sprawę z tego, że nie zostałyby one nigdy wydrukowane.
Dostaję ileś dolarów tygodniowo za to, żebym
powstrzymywał się od wyrażania własnych poglądów i opinii w gazecie, w której
pracuję. Wielu tu obecnych otrzymuje podobną zapłatę na identycznych zasadach.
Gdyby ktoś z was był na tyle szalony, by uczciwie opisać sprawy, znalazłby się
natychmiast na bruku. Gdybym dopuścił, by moje prawdziwe opinie zostały
opublikowane w którymkolwiek numerze gazety, straciłbym pracę w niecałe 24
godziny.
Praca dziennikarza polega na niszczeniu
prawdy, łganiu na potęgę, deprawowaniu, zohydzaniu, czołganiu się u stóp
mamony, sprzedawaniu siebie, sprzedawaniu swojego kraju i swojego narodu w
zamian za chleb swój powszedni, czy też – co się sprowadza do tego samego – za
swoją pensję. Wiecie to wy i wiem to ja. Cóż to więc za szaleństwo wznosić
toast za niezależną prasę!
My, dziennikarze, jesteśmy wasalami,
instrumentami w rękach bogaczy, którzy potajemnie spiskują i kierują wszystkim
zza kulis! My jesteśmy ich marionetkami! To oni pociągają za sznurki, a my
tańczymy! Nasz czas, nasz potencjał i nasze talenty są w rękach tych ludzi.
Jesteśmy intelektualnymi prostytutkami!”.
Cia….
Jego wypowiedz
jest odnosząc się do Chojnic, bo na razie to miasto mnie interesuje, nad wskroś
prawdziwa i nadal jak widzę aktualna.
Samo stwierdzenie,
że wszyscy dziennikarze to prostytutki, jest oczywiście przesadzone, choć coraz
częściej dostrzegam, jak wiele prawdy zawiera przemówienie Johna Swintona. Tu w
Chojnicach można spotkać jednostki, ba!
– całe redakcje – przekupne i bez zasad.
Czy zawsze tak było
i będzie…zapewne zdecyduje myślące społeczeństwo.
Swinton o tyle
miał rację, że coraz częściej środowiska
dziennikarskie są postrzegane jak sprzedajne dziwki, które można po prostu
kupić. Że zaczyna to działać jako pewna reguła.
Tak na pewno to widzą
różnej maści cwaniacy i uzurpatorzy,
przekupni politycy, przekupni urzędnicy, którym się wydaje, że mogą być mocodawcami mediów, dziennikarzy, kiedy tylko zechcą.
Uważają, że zlecenie przychylnego tekstu, czy zablokowanie krytycznego jest to tylko
kwestią ceny.
Media w
Chojnicach - chcąc nie chcąc - uczestniczą w życiu społecznym gminy, miasta,
powiatu, bo nie mogą się wyizolować i funkcjonować w próżni.
Lokalna przestrzeń
społeczna z racji faktu, że się wszyscy znają jest barwna i żywa, a przez to skomplikowana.
Trzeba umieć się w niej poruszać, aby być niezależnym. W swoich publikacjach
media nie mogą pominąć lokalnych imprez, uroczystości, spotkań itp.
To jest jak
słońce jasne …
Zazwyczaj je
odnotowują. Jedni czynią to w miarę rzetelnie inni robią to
aż nadto gorliwie, co wyczuwa lokalna myśląca społeczność.
Gorliwość ta ma różne
barwy, np. gdy tekst artykułu, czy audycja zaczyna się od zwrotu: „Z inicjatywy burmistrza…”
lub
gdy na początku
tekstu wymienia się wszystkich lokalnych VIP-ów, „wytłuszczając grubą czcionką”
czy też w radiu akcentując ich nazwiska i zawodowe tytuły.
Zdaje sobie
doskonale sprawę, że z różnych względów media są podatne na naciski i wpływy
lokalnych podmiotów, przede wszystkim władzy samorządowej.
To właśnie ta
władza, moim zdaniem, stanowi największe
niebezpieczeństwo.
Potrafi nie
tylko mamić, składać obietnice, ale też wmanewrować lokalne medium we własne
tryby i układy, z których trudno wywinąć się, np. redaktorowi naczelnemu,
którego rodzina pracuje w instytucji prowadzonej przez samorząd. Włodarz gminy
od czasu do czasu da redakcji ogłoszenie lub zleci artykuł promocyjny w zamian
za uległość naczelnego, za przymykanie oczu na nieprawidłowości w samorządzie i
chociażby za to, że naczelny to swój chłop. Niebezpieczna to pułapka, która
zazwyczaj kończy się źle, a na pewno utratą niezależności.
Utarło się powiedzenie: … „Kto nie z
Mieciem, tego zmieciem” …
Ciągoty regionalnych polityków do manipulowania
lokalnymi mediami są niezmiennie silne. Regularnie
poddawane są próbom nacisku, mimo, iż są
bardzo ważnym ogniwem systemu demokratycznego na straży którego winni stać ci
politycy i urzędnicy.
Lokalne media
przekazują przecież wszystkie te informacje, które pomijane są przez gazety
ogólnopolskie, nie mogące, co oczywiste - być nośnikiem wiadomości gminnych czy
powiatowych.
Tymczasem w
Chojnicach lokalni politycy przywiązują równie wielką wagę do swojego wizerunku
w mediach. Chcieliby, by był on jak najkorzystniejszy.
Łatwiej bowiem im
„wymusić” rozmaitymi metodami przychylność lokalnych mediów, niż starać się
dobrze rządzić i reagować na krytykę lepszą pracą.
To tylko jasno
pokazuje, że z wykształcenia nasi lokalni politycy są po prosty dupkami i
cwaniakami.
Jak wiemy jakość naszego życia codziennego
zależy w największym stopniu właśnie od pracy tych polityków na rzecz swoich
wyborców. Pozbawieni krytyki „czwartej władzy” rządzą poza kontrola społeczną.
Wiadomo z teorii,
że istotą wolności prasy, mediów jest niezależność
od władzy publicznej, tak więc źródło finansowania nie może płynąć z budżetu
publicznego.
Istnieją jednak
rozmaite sposoby nieformalnego wspomagania lokalnych mediów z budżetu
samorządowego.
Może to być
bezpłatne udostępnienie lokalu gminnego dla redakcji z możliwością korzystania
ze sprzętu biurowego, może to być regularne publikowanie na łamach takiej
lokalnej „niezależnej” gazety wszelkich możliwych płatnych ogłoszeń (uchwał,
zarządzeń, informacji). Czy też może to być pomoc w uzyskaniu kredytu kiedy to
władza da odpowiedni glejt będący gwarantem dla banku.
W rewanżu właściciel,
wydawca chwali niezmiennie pracę administracji samorządowej, zaś najbardziej
kompromitująca afera opisywana jest jako spisek opozycji politycznej. Jakiż
jest sens czytania takiej prasy, słuchania takiego radia, skoro jest to wyłącznie pas transmisyjny
polityki ratusza?
Na jakiej
podstawie mamy wyrabiać swoje własne zdanie na temat otaczającej nas
rzeczywistości?
Skąd mamy
czerpać wiedzę na temat naszych reprezentantów w radach i pracy nadanych przez
nich urzędników?
Jak mamy
dokonywać świadomych wyborów politycznych?
W jaki inny
sposób wywierać presję na polityków lokalnych, jeśli zabraknie prawdziwie
wolnej prasy lokalnej?
Prasa rzadko
spełnia rolę „czwartej władzy”, bo albo ich byt zależy od ogłoszeń zlecanych
przez miejscową administrację, więc nie patrzą jej na ręce, albo zdobywają
odbiorców sensacyjnością i drastycznością relacji lub napastliwością wobec
swoich ofiar, i wtedy tylko efekt się liczy.
Można spokojnie powiedzieć, obserwując naszą
małą lokalną społeczność, że media tu
funkcjonujące są prawie w 100 % „na smyczy lokalnego murgrabiego” …
A to powoduje, że
media lokalne nie uprawiają dziennikarstwa lokalnego, a zaczynają jedynie
pełnić funkcję sprawozdawczą i przejmują tematy narzucane im odgórnie przez skorumpowaną
władzę lokalną a niekiedy przez media centralne.
Żadna władza, nawet ta wybrana wedle najbardziej demokratycznych
procedur, nie lubi, kiedy jej się patrzy na ręce, i woli mieć kontrolę nad
mediami.
W mediach lokalnych można zaobserwować z zażenowaniem uśmiechnięte twarze
samorządowców przecinających wstęgi, po zbudowaniu 100 metrów chodnika lub
wylania w pośpiechu asfaltu przed
przyjazdem Prezydenta, który kilka tygodni później trzeba ciąć bo pękła nowa
rura na spawaniach, a przecież trzeba się do niej jakoś dostać.
Czasami zamiast
ślepo ufać mediom, wyjdźmy na ulicę rozejrzyjmy się w około i popatrzmy władzy
na ręce co robi, a co tylko mówi że robi!
Wielokrotnie mieliście szansę,
chociażby podczas „konferencji prasowych” (cudzysłów użyty nie przypadkowo), na
zadawanie pytań, nawet tych najbardziej „bolesnych” dla władzy. Korzystają z
tego nieliczni. W większości te konferencje ograniczały się jedynie do
bezmyślnego, cichego nagrywania i przekazywania „sukcesów”. Po trochu się nie
dziwę – każda – nawet najmniejsza – krytyka = utrata pracy.
Ci, którzy odważyli
się na zadanie pytania, trafili na tzw. czarną listę, czego wynikiem było
ograniczenie do jakichkolwiek informacji, nie tylko dziennikarzy ale i
konkretnego media.
W tym miejscu
warto się zastanowić ile osób to prawdziwi dziennikarze, którzy posiadają stosowne wykształcenie czy
chociażby akredytację .
Nie zaskoczę nikogo pisząc o
telefonach od władzy (i nie były to telefony pochwalne) do dziennikarzy, którzy
zgodnie ze swoją misją próbowali cokolwiek skrytykować.
Lata takich
działalności doprowadziły do tego, iż staliście się jedynie marionetkami.
Do dzisiaj nie ma dziennikarskiej solidarności. Dziennikarze nie potrafią wspólnie działać szczególnie
w przypadkach opluwania przez władzę innych dziennikarzy. Za każdym
razem przyklaskujecie takim działaniom jednocześnie mając świadomość, że „za
chwilę” sami zostaniecie „opluci”.
Mieliście szansę zmienić coś w tym mieście, podnieść świadomość
obywatelską, jednak za judaszowe 30
srebrników kreujecie te same osoby, które już wielokrotnie zasiadały na wysokich
stanowiskach, przez lata niewiele się zmieniło, teraz też się nie zmieni. Macie
tę świadomość …… i co z tego?
Tak naprawdę sami sobie kreujecie swój los.
Tak naprawdę sami zmuszacie swoje dzieci do wyjazdu na „zmywak”.
Tak naprawdę powodujecie, iż w Chojnicach powstaje kamienna pustynia
zamieszkała jedynie przez emerytów.
Z poważaniem
Mariusz Janik
PS. Czy media
odważą się to opublikować?
https://drive.google.com/file/d/0B0W7uhJwxLYYNjJvVkNsWTkwSkE/view?usp=sharing
https://drive.google.com/file/d/0B0W7uhJwxLYYNjJvVkNsWTkwSkE/view?usp=sharing
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz