środa, 12 listopada 2014

„Tu jest układ, w dziennikarstwo się nie bawimy”

Dwa dni temu przesłałem do wszystkich mediów w Chojnicach (i nie tylko do mediów) odezwę, czyli to co myślę na temat "ręcznego sterowania" mediami.

Do poczytania poniżej jak i do pobrania w pdf.

Zapraszam


Charzykowy 10.11.2014 r.

                                                                                           
Mariusz Janik  
Ul. Długa 105
89 – 606 Charzykowy


Pismo moje kieruję do właścicieli lokalnych mediów oraz do osób tam pracujących.
Nazw mediów nie będę wymieniał, gdyż je znamy.

Pismo również kieruję do wszelkich szuj, manipulantów wykorzystujących swoje stanowiska, czy też kasę, aby za pomocą mediów nagiąć rzeczywistość do swoich potrzeb.
Tej szumowiny z imienia nazwiska, czy też funkcji, nie będę wymieniał, gdyż każdy szanujący się obywatel Chojnic i okolic ich aż za dobrze zna.
                                                                                                
Pismo kieruję także do obywateli posługujących się z dużą świadomością posiadanym rozumem.

Ale też pismo kieruję  do osób „intelektualnie ubezwłasnowolnionych” , którzy to myśląc, że trzymając palec prosto miejscowym manipulantom w miejscu gdzie plecy tracą swoja szlachetną nazwę ,czynią sobie dobrze.
                                               
„Tu jest układ, w dziennikarstwo się nie bawimy”

Zatem ..
Szanowne Panie,
Szanowni Panowie,



                 postanowiłem wspólnie z Wami, Drodzy Państwo mając aspekt nadchodzących wyborów, chociaż ten temat jest na okrągło aktualny zastanowić się nad tym,  czy tu w Chojnicach istnieją jeszcze niezależne media? ..i nad ich wpływem na to co się zdarza, czy też zdarzy…w mieście Chojnice czy też w okolicach Chojnic.

Amerykański dziennikarz i wydawca John Swinton, w roku 1880 r. w czasie jednego z bankietów, kiedy zaproponowano wzniesienie toastu za niezależną prasę, w sposób nie budzący najmniejszych wątpliwości co na ten temat myśli, wygarnął zebranym:

Każdy z obecnych tutaj wie, że niezależna prasa nie istnieje. Wy to wiecie i ja to wiem: żaden z was nie ośmieliłby się ogłosić na łamach gazety własnych opinii, a gdyby nawet się ośmielił, zdajecie sobie sprawę z tego, że nie zostałyby one nigdy wydrukowane.

Dostaję ileś dolarów tygodniowo za to, żebym powstrzymywał się od wyrażania własnych poglądów i opinii w gazecie, w której pracuję. Wielu tu obecnych otrzymuje podobną zapłatę na identycznych zasadach. Gdyby ktoś z was był na tyle szalony, by uczciwie opisać sprawy, znalazłby się natychmiast na bruku. Gdybym dopuścił, by moje prawdziwe opinie zostały opublikowane w którymkolwiek numerze gazety, straciłbym pracę w niecałe 24 godziny.

Praca dziennikarza polega na niszczeniu prawdy, łganiu na potęgę, deprawowaniu, zohydzaniu, czołganiu się u stóp mamony, sprzedawaniu siebie, sprzedawaniu swojego kraju i swojego narodu w zamian za chleb swój powszedni, czy też – co się sprowadza do tego samego – za swoją pensję. Wiecie to wy i wiem to ja. Cóż to więc za szaleństwo wznosić toast za niezależną prasę!

My, dziennikarze, jesteśmy wasalami, instrumentami w rękach bogaczy, którzy potajemnie spiskują i kierują wszystkim zza kulis! My jesteśmy ich marionetkami! To oni pociągają za sznurki, a my tańczymy! Nasz czas, nasz potencjał i nasze talenty są w rękach tych ludzi. Jesteśmy intelektualnymi prostytutkami!”.


Cia….
Jego wypowiedz jest odnosząc się do Chojnic, bo na razie to miasto mnie interesuje, nad wskroś prawdziwa i nadal jak widzę aktualna.

Samo stwierdzenie, że wszyscy dziennikarze to prostytutki, jest oczywiście przesadzone, choć coraz częściej dostrzegam, jak wiele prawdy zawiera przemówienie Johna Swintona. Tu w Chojnicach można spotkać  jednostki, ba! – całe redakcje – przekupne i bez zasad.
Czy zawsze tak było i będzie…zapewne zdecyduje myślące społeczeństwo.

Swinton o tyle miał rację, że coraz częściej  środowiska dziennikarskie są postrzegane jak sprzedajne dziwki, które można po prostu kupić. Że zaczyna to działać jako pewna reguła.
Tak na pewno to widzą  różnej maści cwaniacy i uzurpatorzy, przekupni politycy, przekupni urzędnicy, którym się wydaje, że mogą być  mocodawcami mediów, dziennikarzy, kiedy tylko zechcą. Uważają, że zlecenie przychylnego tekstu, czy zablokowanie krytycznego jest to tylko kwestią ceny.

Media w Chojnicach - chcąc nie chcąc - uczestniczą w życiu społecznym gminy, miasta, powiatu, bo nie mogą się wyizolować i funkcjonować w próżni.

Lokalna przestrzeń społeczna z racji faktu, że się wszyscy znają jest barwna i żywa, a przez to skomplikowana. Trzeba umieć się w niej poruszać, aby być niezależnym. W swoich publikacjach media nie mogą pominąć lokalnych imprez, uroczystości, spotkań itp.

To jest jak słońce jasne …

Zazwyczaj je odnotowują. Jedni czynią to w miarę rzetelnie inni  robią  to aż nadto gorliwie, co wyczuwa lokalna myśląca społeczność.
Gorliwość ta ma różne barwy, np. gdy tekst artykułu, czy audycja  zaczyna się od zwrotu:    „Z inicjatywy burmistrza…”
lub
gdy na początku tekstu wymienia się wszystkich lokalnych VIP-ów, „wytłuszczając grubą czcionką” czy też w radiu akcentując ich nazwiska i zawodowe tytuły.

Zdaje sobie doskonale sprawę, że z różnych względów media są podatne na naciski i wpływy lokalnych podmiotów, przede wszystkim władzy samorządowej.

To właśnie ta władza, moim zdaniem,  stanowi największe niebezpieczeństwo.
Potrafi nie tylko mamić, składać obietnice, ale też wmanewrować lokalne medium we własne tryby i układy, z których trudno wywinąć się, np. redaktorowi naczelnemu, którego rodzina pracuje w instytucji prowadzonej przez samorząd. Włodarz gminy od czasu do czasu da redakcji ogłoszenie lub zleci artykuł promocyjny w zamian za uległość naczelnego, za przymykanie oczu na nieprawidłowości w samorządzie i chociażby za to, że naczelny to swój chłop. Niebezpieczna to pułapka, która zazwyczaj kończy się źle, a na pewno utratą niezależności.

Utarło się powiedzenie: … „Kto nie z Mieciem, tego zmieciem” …

Ciągoty  regionalnych polityków do manipulowania lokalnymi mediami  są niezmiennie silne. Regularnie poddawane są  próbom nacisku, mimo, iż są bardzo ważnym ogniwem systemu demokratycznego na straży którego winni stać ci politycy i urzędnicy.

Lokalne media przekazują przecież wszystkie te informacje, które pomijane są przez gazety ogólnopolskie, nie mogące, co oczywiste - być nośnikiem wiadomości gminnych czy powiatowych.
Tymczasem w Chojnicach lokalni politycy przywiązują równie wielką wagę do swojego wizerunku w mediach. Chcieliby, by był on jak najkorzystniejszy.
Łatwiej bowiem im „wymusić” rozmaitymi metodami przychylność lokalnych mediów, niż starać się dobrze rządzić i reagować na krytykę lepszą pracą.
To tylko jasno pokazuje, że z wykształcenia nasi lokalni politycy są po prosty dupkami i cwaniakami.

 Jak wiemy jakość naszego życia codziennego zależy w największym stopniu właśnie od pracy tych polityków na rzecz swoich wyborców. Pozbawieni krytyki „czwartej władzy” rządzą poza kontrola społeczną.
Wiadomo z teorii, że istotą wolności prasy, mediów  jest niezależność od władzy publicznej, tak więc źródło finansowania nie może płynąć z budżetu publicznego.
Istnieją jednak rozmaite sposoby nieformalnego wspomagania lokalnych mediów z budżetu samorządowego.

Może to być bezpłatne udostępnienie lokalu gminnego dla redakcji z możliwością korzystania ze sprzętu biurowego, może to być regularne publikowanie na łamach takiej lokalnej „niezależnej” gazety wszelkich możliwych płatnych ogłoszeń (uchwał, zarządzeń, informacji). Czy też może to być pomoc w uzyskaniu kredytu kiedy to władza da odpowiedni glejt będący gwarantem dla banku.
W rewanżu właściciel, wydawca chwali niezmiennie pracę administracji samorządowej, zaś najbardziej kompromitująca afera opisywana jest jako spisek opozycji politycznej. Jakiż jest sens czytania takiej prasy, słuchania takiego radia,  skoro jest to wyłącznie pas transmisyjny polityki ratusza?

Na jakiej podstawie mamy wyrabiać swoje własne zdanie na temat otaczającej nas rzeczywistości?
Skąd mamy czerpać wiedzę na temat naszych reprezentantów w radach i pracy nadanych przez nich urzędników?
Jak mamy dokonywać świadomych wyborów politycznych?
W jaki inny sposób wywierać presję na polityków lokalnych, jeśli zabraknie prawdziwie wolnej prasy lokalnej?

Prasa rzadko spełnia rolę „czwartej władzy”, bo albo ich byt zależy od ogłoszeń zlecanych przez miejscową administrację, więc nie patrzą jej na ręce, albo zdobywają odbiorców sensacyjnością i drastycznością relacji lub napastliwością wobec swoich ofiar, i wtedy tylko efekt się liczy.

Można spokojnie powiedzieć, obserwując naszą małą lokalną społeczność, że  media tu funkcjonujące  są prawie w 100 %  „na smyczy lokalnego murgrabiego” …

A to powoduje, że media lokalne nie uprawiają dziennikarstwa lokalnego, a zaczynają jedynie pełnić funkcję sprawozdawczą i przejmują tematy narzucane im odgórnie przez skorumpowaną władzę lokalną a niekiedy przez media centralne.

Żadna władza, nawet ta wybrana wedle najbardziej demokratycznych procedur, nie lubi, kiedy jej się patrzy na ręce, i woli mieć kontrolę nad mediami.
W mediach lokalnych można zaobserwować z zażenowaniem uśmiechnięte twarze samorządowców przecinających wstęgi, po zbudowaniu 100 metrów chodnika lub wylania w pośpiechu  asfaltu przed przyjazdem Prezydenta, który kilka tygodni później trzeba ciąć bo pękła nowa rura na spawaniach, a przecież trzeba się do niej jakoś dostać.
Czasami zamiast ślepo ufać mediom, wyjdźmy na ulicę rozejrzyjmy się w około i popatrzmy władzy na ręce co robi, a co tylko mówi że robi!

            Wielokrotnie mieliście szansę, chociażby podczas „konferencji prasowych” (cudzysłów użyty nie przypadkowo), na zadawanie pytań, nawet tych najbardziej „bolesnych” dla władzy. Korzystają z tego nieliczni. W większości te konferencje ograniczały się jedynie do bezmyślnego, cichego nagrywania i przekazywania „sukcesów”. Po trochu się nie dziwę – każda – nawet najmniejsza – krytyka = utrata pracy.
Ci, którzy odważyli się na zadanie pytania, trafili na tzw. czarną listę, czego wynikiem było ograniczenie do jakichkolwiek informacji, nie tylko dziennikarzy ale i konkretnego media.
W tym miejscu warto się zastanowić ile osób to prawdziwi dziennikarze, którzy  posiadają stosowne wykształcenie czy chociażby  akredytację .
            Nie zaskoczę nikogo pisząc o telefonach od władzy (i nie były to telefony pochwalne) do dziennikarzy, którzy zgodnie ze swoją misją próbowali cokolwiek skrytykować.  
Lata takich działalności doprowadziły do tego, iż staliście się jedynie marionetkami.
Do dzisiaj nie ma dziennikarskiej solidarności. Dziennikarze  nie potrafią wspólnie działać szczególnie w  przypadkach opluwania  przez władzę innych dziennikarzy. Za każdym razem przyklaskujecie takim działaniom jednocześnie mając świadomość, że „za chwilę” sami zostaniecie „opluci”.
Mieliście szansę zmienić coś w tym mieście, podnieść świadomość obywatelską, jednak  za judaszowe 30 srebrników kreujecie te same osoby,   które już wielokrotnie zasiadały na wysokich stanowiskach, przez lata niewiele się zmieniło, teraz też się nie zmieni. Macie tę świadomość …… i co z tego?
Tak naprawdę sami sobie kreujecie swój los.
Tak naprawdę sami zmuszacie swoje dzieci do wyjazdu na „zmywak”.
Tak naprawdę powodujecie, iż w Chojnicach powstaje kamienna pustynia zamieszkała jedynie przez emerytów.


Z poważaniem

Mariusz Janik


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz